Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Patchwork Morawski

Piotr Piesik
Janusz Ryszkowski wytrwale bada dzieje Sztumu i sztumian. Tu podczas jednej z Licealiad w Zespole Szkół im. Kasprowicza
Janusz Ryszkowski wytrwale bada dzieje Sztumu i sztumian. Tu podczas jednej z Licealiad w Zespole Szkół im. Kasprowicza Piotr Piesik
W gronie tegorocznych stypendystów – twórców kultury - Marszałka Województwa Pomorskiego znalazł się sztumianin Janusz Ryszkowski. Z około 300 zgłoszonych projektów – muzycznych, wizualnych, literackich, teatralnych komisja wybrała 74. Oto rozmowa z Januszem Ryszkowskim.

- Dwóch twórców z Żuław i Powiśla otrzymało stypendia marszałka. To chyba niedużo?

- Te proporcje na pewno nie odzwierciedlają rzeczywistego potencjału artystycznego naszych czterech powiatów. Z pewnością Trójmiasto niczym odkurzacz wciąga wielu twórców, stwarza im często lepsze warunki do startu, rozwoju, czy kariery, ale ciekawe rzeczy dzieją się także na obrzeżach metropolii. Wystarczy przejrzeć nasz kwartalnik „Prowincja”, by się o tym przekonać. Żartobliwie mówiąc: tym meczu twórców naszego województwa, mówiąc umownie Trójmiasto – Zawiśle, wynik 72:2 niewiele mówi o przebiegu samej gry.

- To twórcy przedstawiają do oceny projekty artystyczne, na które chcą otrzymać dofinansowanie. Może my, z tej strony Wisły, tego po prostu nie robimy. Jaki miał tytuł pana projekt?

- „Trudna polskość. Morawscy – pięć pokoleń i pół. Patchwork historyczno-literacki z Powiśla i Kociewia”. Cieszę się, że został doceniony, bo to temat bardzo regionalny.

- Jak narodził się pomysł?

- To dość pogmatwane i może nie do końca uświadomione. Impulsów było kilka. W 1976 roku rodzice otrzymali mieszkanie spółdzielcze na osiedlu Morawskiego. Potem zmieniono adres bloku na Kosmonautów Polskich. To wszystko miałem wpisane w starym, książeczkowym dowodzie osobistym i było znakiem czasów. O samym Feliksie Morawskim wiedziałem niewiele. Kilka lat temu, kiedy córka miała przygotować prezentację o mało znanych patronach sztumskich ulic, starałem się jej pomóc. Okazało się, że na temat naszego doktora i jego rodziny publikacji jest niewiele, to raczej wzmianki, a często podaje się w nich – o czym przekonałem się potem - informacje niepełne lub zgoła bałamutne.

- Ale to chyba nie brak publikacji spowodował, że wziął się pan za bary z tym tematem?

- Wydał mi się po prostu atrakcyjny czytelniczo. Bo z grubsza historia Morawskich wygląda tak. Doktor rozpoczyna pracę w Sztumie w 1890 roku, zakłada po roku polskie kółko śpiewacze, a wkrótce wybucha tzw. sprawa sztumska, o której rozpisują się prawie wszystkie gazety. Konrad Osiński, gospodarz ze Sztumskiego Pola, wybrany na członka dozoru kościelnego, nie chce złożyć przysięgi w języku niemieckim, ale po polsku. Za tumult, jak to określono, urządzony w kościele sąd w Suszu skazuje go na 3 miesiące więzienia. To początek konfliktu między proboszczem Stalińskim a częścią wiernych i fali kolejnych procesów. Wyroki są surowe, jeden ze skazanych ze zgryzoty umiera w więzieniu. Sprawa sztumska to zarazem kres działalności polskiego „kółka śpiewu” i atak antypolskiej hakaty na doktora. Morawski nie wyparł się katolicyzmu i polskości (między tym stawiano często znak równości), zdobył sobie szacunek wśród Niemców i Polaków, został radnym miejskim, otrzymuje od władz niemieckich tytuł „rady zdrowia”, z polskiej listy kandyduje do sejmiku powiatowego. Kieruje polskim Bankiem Ludowym. Nie jest jakimś polskim wichrzycielem, ale twardo walczy o prawa bycia Polakiem w państwie niemieckim.
A teraz przed- i wojenne losy jego dzieci. Stefania pracowała m.in. w polskich bankach ludowych w Sztumie i Olsztynie, w wicekonsulacie polskim w Ełku. I tam na Mazurach poznała swojego przyszłego męża – dr. Horta Siega, Niemca, z którym wyjechała do Indii. Prowadzili tam dostanie życie, na wakacje zdecydowali się przyjechać do Polski. Był 1939 rok... Po przykrych doświadczeniach wojennych (męża straciła w 1945 r.) wróciła z córką do Sztumu, zatrudniła się w starostwie. Potem wyjechała... Aleksandra – działaczka polonijna, po wojnie w sztumskim starostwie, ostatnie lata spędziła w Domu Pomocy Społecznej w Ryjewie. Edmund – bankowiec, potem pracownik Poczty Polskiej w Gdańsku. Nie brał udziału w jej obronie (nie miał służby przez dwa dni), 1 września został i tak aresztowany. Cała wojna w obozach, w maju 1945 r. zatrudnia się na sztumskiej poczcie. Józef również bankowiec (Gdańsk), powstaniec warszawski. Bolesław – przedwojenny kapitan Wojska Polskiego, zastępca komendanta PKU w obecnych Starachowicach, trafił do niewoli sowieckiej, tam zaginął. A żona ewangeliczka, z niemieckimi korzeniami. Stanisław – poszedł w ślady ojca, został lekarzem, zmarł w 1951 roku w Koszalinie. Niewiele o nim wiadomo, przed wojną zastępował krótko ojca w Sztumie. O jednym z synów dra Morawskiego nie wiem nic, poza tym, że zginął w 1945 roku i miał gospodarstwo.

- Wiem, że zbieraniu materiałów do książki towarzyszyły ciekawe epizody.

- Przynajmniej ja tak to odbieram. Szukając rodzinnych korzeni doktora Morawskiego okazało się, że sięgają one Gniewu, czyli Kociewia. Tak jak moich przodków, dowodnie od końca XVIII wieku. Dziadek doktora był szewcem w Gniewie, wykształcił dwóch synów na księży, trzeciego nauczyciela. Imiennik doktora, czyli jego stryjek, wykładał w pelplińskim Colegium Marianum, napisał ciekawy doktorat o zagadkach greckich. Poprosiłem prof. Mariana Szarmacha, by napisał o tej pracy do „Prowincji”, bo skoro od wielu lat mieszka na osiedlu Morawskiego... Inna niespodzianka pojawienie się syna doktora Stanisława Morawskiego w Sztumie latem ub. roku. Miał kilka lat jak zmarł ojciec, więc zna go z opowieści. Został lekarzem. Szuka rodzinnych śladów. Zaprowadziłem go na cmentarz na Przedzamczu, gdzie spoczywają jego dziadkowie i dwaj stryjowie.
W Starachowicach, w domu, w którym mieszkał do września 1939 roku kapitan Bolesław Morawski, pozostają do tej pory jego prawidła do butów oficerek. Wzruszyłem się, gdy syn właściciela kamienicy, od kilku lat ociemniały, poprosił, abym pomógł mu je przekazać do muzeum...

- Kiedy książka się ukaże?

- Do końca roku mam ją ukończyć. Na razie zakładam, że do zainteresowanych trafi najpierw w formie elektronicznej, e-booka. Bezpłatnie będzie można ją pobrać z Internetu. Może jednak uda się pozyskać środki na wydanie tradycyjne. Przyznam, że bardzo by mi na tym zależało. Sam nie lubię korzystać z e-booków, to nie moja bajka.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sztum.naszemiasto.pl Nasze Miasto