MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Tak przed dekadami obchodzono Święto Pracy w Gorlicach: udział w pochodzie był obowiązkowy. Nie było od tego odwołania

Tomasz Pruchnicki
Fot. Stanisław Jeleń/z arch. Tomasza Pruchnickiego
Premia, pozytywna opinia na podaniach o przydział mieszkania zakładowego lub po prostu zezwolenie na wakacyjny wyjazd w ramach Pracowniczego Funduszu Socjalnego. Wszystko to kilkadziesiąt lat temu uzależnione było od aktywności pracowników podczas pochodu pierwszomajowego.

Jak każdego roku, rano tego majowego poranka zawsze w domach była nerwowa atmosfera. Po pierwsze to, jaka jest pogoda i jak się ubrać na obowiązkowy pochód pierwszomajowy.
W każdym zakładzie pracy odpowiednie komórki przygotowywały zestaw biało-czerwonych flag z drzewcami i jakiś procent flag całych czerwonych. Kierownik nawet najdrobniejszej komórki musiał należeć do zakładowej organizacji PZPR. A więc musiał zadbać o "odpowiednią motywację u swoich podległych pracowników", aby przyszli na zbiórkę przed wymarszem na pochód.

Każdy, kto nie przyszedł tego dnia, aby wziąć udział w manifestacji, musiał mieć niezwykle ważny powód, który w następnych dniach był dogłębnie analizowany.

Kierownicy "motywowali" w różny sposób. Premiami, pozytywnymi opiniami na podaniach o przydział mieszkania zakładowego lub po prostu zezwoleniem na wakacyjny wyjazd w ramach Pracowniczego Funduszu Socjalnego.
Niekiedy, aby wypaść lepiej w oczach innych, w niewielkim gronie pletli coś o tym, że oni do partii muszą należeć, ale myślą swoje. Zupełnie inaczej przedstawiali swoją ideowość, kiedy pojawiały się talony na przydział samochodów. Wówczas każdy z nich musiał wykazać się niezłomną wiarą w ideę i system.

Trybuna honorowa na płycie Rynku

Zwykli pracownicy po przyjściu rano 1 maja do zakładu, musieli pobrać flagi i po sformowaniu szpaleru, dzielnie je nieść, potrząsając nimi od cza u do czasu. W tym dniu trochę lepiej mieli ci pracownicy, co przyszli z małymi dziećmi, które musieli trzymać za rękę. Oni zwolnieni byli z niesienia flag. Jeśli chodzi o obecność w tym dniu, to pogoda nie była żadną wymówką.

W szkołach było podobnie. Tylko forma nacisku była inna. Udział w marszy wpływał bowiem na ocenę ze sprawowania. Wszędzie słychać było te ideologiczne gadki i "patriotyczne" wstawki. W latach sześćdziesiątych trybuna honorowa z ówczesnymi VIP-ami znajdowała się na płycie Rynku, a tak zwane "rozwiązanie pochodu" było na Dworzysku, gdzie ustawione były stragany z gorącymi kiełbaskami, musztardą, chlebem i oczywiście piwem, którego wcześniej nie wolno było serwować.

Dopiero po oficjalnym zakończeniu pochodu, w restauracjach i piwiarniach można było sprzedawać napoje alkoholowe i to ze względu na dużą liczbę chętnych, bez obowiązkowej "zakąski" w formie śledzia, galaretki wieprzowej lub jajka na twardo. Stragany czasem zawierały towary, których nie uświadczył zazwyczaj w sklepach – rajstopy, niewielkie ilości butów, porcelanę z Ćmielowa lub wyroby Cepelii. Można było nabyć gorącą grochówkę lub żurek, a dla dzieci była oranżada i wata cukrowa. Taki ogólny festyn. W następnych latach trybuna honorowa ustawiona była w parku miejskim, pełniąc funkcję estrady, gdzie przez wiele lat odbywały się występy zespołów podczas imprez masowych. Wtedy cały park wyglądał jak jeden wielki piknik.

Jeszcze na krótko w połowie lat 70-tych trybuna honorowa ustawiona była naprzeciw budynku sądu, aby po pochodzie można było iść do budynku stacji, gdzie znajdowała się piwiarnia lub już całkiem blisko było do parku na spacer.Tego dnia milicjantów w mun durach było mało widać w mieście, natomiast wszyscy "z miasta" znali ich i doskonale potrafili wyłowić w cywilnym ubraniu w tłumie.Począwszy od uczniów szkół podstawowych poprzez pracowników zakładów pra cy, instytucji i różnych organizacji musieli tego dnia w odpowiedniej kolejności przemaszerować przed trybuną honorową.

Wszystko szczegółowo opisane i zaplanowane

Scenariusze i kolejność przemarszu ustalane były w tak zwanym "Domu Partii" czyli przy ulicy Wróblewskiego (dzisiaj mieści się w tym budynku Państwowa Szkoła Muzyczna). Podczas tej manifestacji specjalny spiker komentował poszczególne szpalery pracownicze, przy okazji "okraszając" komentarzem o zaangażowaniu załóg w budowę socjalizmu, gdzie "już za horyzontem widać było poświatę upragnionego ustroju wszelkiej szczęśliwości". A ludzie wiedzieli swoje i przeważnie wypełniali w minimalnym stopniu "odgórne nakazy".

Urozmaiceniem pochodów tego dnia były przejazdy członków klubu motocyklowego lub odświętnie ubranych w białe stroje przyszłych pielęgniarek z Liceum Medycznego. Był to dzień, kiedy rodziny mogły spotkać się, jeśli nie na mieście, to odwiedzając się w mieszkaniach – bo co można było zrobić z resztą dnia, gdy oprócz restauracji nic nie było czynne? Transport publiczny kursował w okrojonej liczbie, zwożąc i wywożąc pracowników z przyległych wsi przysiółków. Najgorzej było, kiedy w tym dniu padał deszcz i wszyscy, jak zmoknięte kury szli przed oblicze aktualnej władzy, "pokazać jedność narodu z partią i w sojuszu robotniczo-chłopskim".

W Gorlicach obowiązkowo w pochodzie brali udział przedstawiciele ościennych gmin. Po zakończeniu pochodu obraz tej "jedności i patriotyzmu" przedstawiał się nader żenująco. W licznych koszach na śmieci powtykane były państwowe flagi, pozostawione przez pracowników, a gdzieniegdzie drzewcem do góry flagi w kolorze czerwonym.

Specjalne zadania dla zakładowych plastyków

W latach osiemdziesiątych nikt specjalnie nie przejmował się, że do zakładów nie wracały wydane flagi w ilości 100 proc., bo i tak w następnym roku trzeba było uzupełnić brakujące. Zakładowi plastycy przygotowywali transparenty z górnolotnymi hasłami oraz kwiaty z bibuły w kolorze czerwonym lub biało-czerwonym, które niosły przeważnie kobiety. Z tymi flagami była też dziwna sprawa, bo niekiedy zdarzało się, że nie było ich porzuconych w koszach na śmieci ani w okolicznych bramach – a nie wróciły wszystkie do zakładów pracy.
Zwołano bardzo ważną naradę na szczeblu powiatowym i na następny rok w tłumie przybyło milicjantów po cywilnemu. Sprawa wyjaśniła się, gdyż kilkanaście osób chętnie zbierało od uczestników zakończonego przemarszu flagi popularnie nazywanymi "szturmówkami" i chowali we wcześniej przygotowanym miejscu, aby później uzyskać z tak zdobytego mienia drzewce, które wykorzystywano na działkach lub w gospodarstwie. A to jako paliki do pomidorów lub tycz ki do grochu lub przy odrobinie własnej inwencji twórczej do innych celów. Nie upubliczniano takiego zachowania, aby pracownikom "nie przy szło do głowy powtarzać ohydnych knowań zgniłej reakcji". Sprawę starano się wyciszyć i symbolicznie ukarać winowajców.

Wielopokoleniowy przemarsz przez miasto

Dzieci będące z rodzicami, dostawały małe papierowe białoczerwone chorągiewki i machały nimi dla zabawy. Kiedy aktyw zakładowy wręczał flagi, ojcowie przeważnie brali swoje pociechy na ramiona, wymawiając się przed ich niesieniem – bo chętnych brakowało pomimo licznych apeli.

Ci sami aktywiści charakteryzowali się bardzo dobrą pamięcią wzrokową, aby w późniejszym okresie, kiedy pracownik chciał jakąś opinię lub wsparcie w załatwieniu przyziemnych spraw, wypomnieć "a ty nie chciałeś wziąć flagi na pochód…". I tak społeczeństwo dla świętego spokoju dawało się kierować i manipulować mniejszości, bo w szczytowym okresie PRL-u "członków głównej partii było aż 2 miliony na 18 milionów pracujących". Potem nastąpiła bezkrwawa zmiana ustroju społecznego i zaniechano pochodów pierwszomajowych, notując co u niektórych "cudowne nawrócenia…". A wszyscy ci, którzy otrzymywali w tamtym okresie talony na samochody, motocykle lub przydziały na wille nie dostawali ich za to, że nie chcieli wziąć flagi na pochód pierwszomajowy…

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto