Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mikołajki Pom. W domu Karczewskich rozbrzmiewają instrumenty

ANNA SZTYM
FOT. PIOTR SZYMAŃSKI
FOT. PIOTR SZYMAŃSKI
W Mikołajkach Pom. każdy chyba wie, że "Karczewski" to znaczy po prostu "muzyk". Bo przecież pan Klemens, głowa rodu, gra na perkusji i instrumentach dętych, ksiądz doktor Marek to multiinstrumentalista, a Jan ...

W Mikołajkach Pom. każdy chyba wie, że "Karczewski" to znaczy po prostu "muzyk". Bo przecież pan Klemens, głowa rodu, gra na perkusji i instrumentach dętych, ksiądz doktor Marek to multiinstrumentalista, a Jan jest organistą. Teraz w świat muzyki wchodzi kolejne pokolenie - Małgorzata i Piotr.

Taka jest już nasza tradycja rodzinna, którą chcielibyśmy kultywować – mówi pan Klemens. – Od ponad stu lat "Karczewski" znaczy "muzykant".
Dziadek Klemensa, Antoni, już przed pierwszą wojną światową założył kapelę razem ze swymi synami. Grali na instrumentach dętych na zabawach, potańcówkach i weselach.
Antoni sam kształcił muzycznie swe dzieci. Nie było łatwo, bo okazał się surowym, wymagającym nauczycielem.
- Wujowie wspominali, że nieraz oberwali od dziadka po uszach za to, iż nie przykładali się do gry – wspomina pan Klemens.
Sam też uczył się gry w domu, od ojca. Niestety, wojenna zawierucha zniszczyła wiele jego planów, zabierając młodemu chłopcu tatę. Miłość do muzyki była jednak tak silna, że przetrwała.
- Zakochałem się, założyłem rodzinę – opowiada. – Gdy przyszli na świat moi synowie, powiedziałem sobie, że jeśli będą mieli w sobie tę bożą iskrę talentu, to nie pozwolę jej zgasnąć.
Smutek trzeba wykrzyczeć
Chłopcy dorastali. Starszy, Marek (dziś ks. doktor), od początku wiedział, że muzyka będzie w jego życiu zajmowała ważne miejsce.
- Muzykę mam w sercu - mówi. - Nic tak nie poprawia nastroju, jak śpiewanie, granie. Gdy człowiekowi ciężko na duszy, pójdzie do lasu i wyśpiewa, wykrzyczy cały swój smutek, troski. I wraca odrodzony, bogatszy, uduchowiony. Wszystko, co robi się z pasją, przynosi dobre owoce - dodaje.
Rodzice posyłali Marka i Janka na zajęcia kółka muzycznego działającego przy Szkole Podstawowej.
- To były płatne lekcje gry na akordeonie i podstaw muzyki – wspomina ks. Marek. – Dla dzieci ze wsi takie zajęcia to był prawdziwy skarb. Wiadomo przecież, że szkoły muzyczne są w dużych miastach. Dzieci wiejskie miały kiedyś utrudniony dostęp do edukacji muzycznej, choćby ze względu na kłopoty z dojazdem.
Gdy Marek skończył szkołę podstawową, rodzice posłali go do liceum w Elblągu. Tam został też przyjęty do muzycznej szkoły średniej.
- Jestem wdzięczny rodzicom za to, że dali mi możliwość dalszego kształcenia się, także w tym kierunku – dodaje ks. Marek. – Wiem, że kosztowało ich to wiele wyrzeczeń. Wynajęcie stancji w Elblągu wcale nie było tanie.
Zastępstwo na dwa lata
Marek zdobytą wiedzę przekazywał młodszemu bratu, Jankowi. Razem grywali popołudniami, kiedy przyjeżdżał do domu.
- Pamiętam, że jednego roku, tuż przed Bożym Narodzeniem, miało miejsce nieprzyjemne wydarzenie – wspomina ks. Marek. – Zatrzymano organistę, który okradał księdza. I tak Mikołajki straciły kościelnego muzyka. Ponieważ proboszcz wiedział, że uczę się w szkole muzycznej i gram na wielu instrumentach, poprosił mnie o pomoc. Zagrałem w zastępstwie... Potem przez dwa lata zawsze, gdy przyjeżdżałem do domu, biegłem, by grać w kościele. A przy mnie uczył się Janek. Miał zaledwie 12 lat, gdy zasiadł po raz pierwszy przy kościelnych organach. Muzykowaliśmy wspólnie.
Zarażać muzyką
Po maturze Marek wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Olsztynie. Nie grał już w mikołajskiej świątyni. Obowiązki organisty przejął piętnastoletni wówczas brat.
- Jeździłem na kursy dla organistów – wspomina Jan. – Kształciłem się pod okiem nieżyjącego już dyrygenta chóru seminaryjnego, ks. Kazimierza Narodzonka. I gram nadal, bo kocham muzykę.
Dom rodziny Karczewskich rozbrzmiewa granymi na różnych instrumentach symfoniami Bacha, Mozarta i Beethovena, ale także muzyką popularną i folklorystyczną. Teraz również najmłodsze pokolenie stara się iść w ślady starszych.
- Próbuję grać na organach – mówi Piotruś Karczewski. – Ale nie zawsze mam na to ochotę. Wolę moje bębenki. To sprawia mi prawdziwą frajdę i ani tata, ani wujek Marek nie muszą mnie zaganiać do ćwiczeń.
Starsza siostra Piotrusia, Małgosia, gra na gitarze akustycznej oraz na instrumentach klawiszowych.
- Nie możemy pozwolić na to, by zgasła w nas pasja i miłość do muzyki – mówią zgodnie Karczewscy.
Swoim zamiłowaniem ks. dr Marek Karczewski zaraził także innych mieszkańców Mikołajek Pomorskich. To z jego inicjatywy reaktywowano po latach amatorski chór przykościelny. Dzięki temu wielu ma szanse rozwijać swój talent i dzielić się nim z innymi.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sztum.naszemiasto.pl Nasze Miasto