Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ostatni dzień "karnawału Solidarności". Co mogliśmy zobaczyć w telewizji 12 grudnia 1981 roku?

Witold Chrzanowski
Witold Chrzanowski
Fot. Archiwum Dziennika Bałtyckiego
Pamięć lubi sprawiać figle. Bywa, że lepiej pamiętamy dni poprzedzające jakieś ważne wydarzenie w naszym życiu niż dzień, w którym do niego doszło. Czas niedokonany, tak to określmy, podkreśla wagę momentu dziejowego.

13 grudnia 1981 roku pamiętam godzina po godzinie. Pierwsza wiadomość o wprowadzeniu stanu wojennego, dotarcie na uczelnię (studiowałem na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim), nieudana próba wznowienia zakończonego dzień wcześniej strajku, wejście na KUL komisarza Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, którego jeden z kolegów chciał aresztować i zatrzymać jako zakładnika, powrót na stancję, spakowanie się i podróż z przygodami, ale to już osobny temat, do domu.

Godzina po godzinie pamiętam też dni poprzedzające wybuch wojny "polsko-jaruzelskiej". Spędziłem je, wraz z liczną rzeszą studentów KUL, na strajku. Dwa dni przed stanem wojennym wpadłem na stancję. W telewizji była premiera "Wahadełka" z rewelacyjnym Gajosem w roli głównej. Aktor grał chorego psychicznie syna działaczki komunistycznej, która w latach 40. i 50. zamiast zajmować się dzieckiem poświęcała cały czas partii i budowaniu "systemu sprawiedliwości społecznej".

Film emitowano 11 grudnia po godzinie 20 na pierwszym kanale (były wówczas tylko dwa - przypis dla młodszych czytelników) Telewizji Polskiej. 12 grudnia telewizji już nie oglądałem. A szkoda, gdyż jak się wkrótce okazało, był to ostatni dzień legalnego działania NSZZ "Solidarność" i ostatni dzień w miarę normalnego, jak na warunki ustroju komunistycznego, programu.

Sięgam po telewizyjne archiwa. Dzień w "jedynce", a była to sobota, rozpoczął się o godz. 6 blokiem dla rolników. Przez trzy bite godziny mogli oni oglądać programy o mechanizacji rolnictwa i hodowli zwierząt. O godz. 9 młodych widzów obudziła cykliczna "Sobótka", po której program, tak jak zawsze na kilka godzin przerwano - aż do godziny 15 w odbiorniku telewizyjnym widać było tylko tablicę kontrolną. O 15.05, po zapowiedziach, emitowano "Dziennik", a następnie program "Radar" (kto go jeszcze pamięta?) i kultowy do dzisiaj angielski serial "Wszystkie zwierzęta duże i małe" - odcinek 4 pt. "Cielęca miłość". Po anglosaskiej produkcji pokazano, w ramach Filmoteki Narodowej, "Rozstanie" Wojciecha Hasa, po którym było coś dla melomanów: Klub Jazzowy Studia Gama ze Stanisławem Sojką w roli głównej. O godz. 17.45 powrót do rzeczywistości socjalistycznej gwarantował "Monitor sejmowy". Był to jednak dość krótki powrót, gdyż już o 18.20 można było obejrzeć kolejny cykliczny program pt. "Z muzyką w zabytkach Warszawy". Po jego zakończeniu przyszedł czas na całkowicie apolityczną "Dobranockę", a potem (gdy najmłodsi poszli już spać) na "Piosenki tylko dla dorosłych". Pół godziny później, o godz. 19.30, ideologiczne kręgosłupy prostowało główne, trwające 45 minut, wydanie "Dziennika Telewizyjnego" i zakłamany, choć w świetnej aktorsko obsadzie, serial "Do krwi ostatniej", przedstawiający dobrych polskich komunistów, tworzących w czasie II wojny światowej w Związku Sowieckim Pierwszą Dywizję Piechoty im. Tadeusza Kościuszki i złych polskich antykomunistów od gen. Andersa.
Prawidłowo ukształtowany kręgosłup, m.in. dzięki Annie Dymnej, która w serialu grała jedną z głównych ról, z powrotem jednak odkształcał się w trakcie oglądania, o godz. 21.20, studia sprawozdawczego z Kongresu Kultury Polskiej, gromadzącego m.in. najwybitniejszych przedstawicieli polskiej humanistyki. Po półgodzinnej relacji (pierwszej i ostatniej, jak się okazało dzień później, gdy Kongres rozpędzili żołdacy WRON-y) miłośnicy rozrywki oglądali 45-minutowy występ Jana Kobuszewskiego, a potem tańce na lodzie z Moskwy. Program w "jedynce" kończył film "Rzeźbiarze powietrza" o Pantomimie Olsztyńskiej.

"Dwójka" rozpoczęła swój sobotni program od filmów animowanych dla dzieci o godz. 12.20. W czasie trwającego cały dzień "Studia dwa" można było obejrzeć znacznie lżejsze niż w "jedynce" produkcje. Wymieńmy kilka z nich w porządku chronologicznym: godz. 13.50 "Kalejdoskop filmowy", godz. 15.55 - "Muppet Show", godz. 16.20 - "Flesz" - magazyn reporterów, godz. 21.30 - "Gama rozrywki": "Czarna magia na wesoło" i godz. 22.10 - włoski film fabularny pt. "Święty Michał miał koguta".

Także w "dwójce" nie zabrakło jednak treści politycznych, ale w mniejszej niż w przypadku jej starszej siostry dawce. Główne wydanie "Dziennika telewizyjnego" trwało tu "tylko" pół godziny. Program 12 grudnia kończyła, o 23.30, nocna edycja "Dziennika". Choć dekret o wprowadzeniu stanu wojennego był już podpisany, a hotele w których nocowali obradujący w Stoczni Gdańskiej członkowie Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność" otoczone były przez ZOMO, w telewizji o tym nie wspomniano.

Następnego dnia zamiast "Teleranka" najmłodsi, ich rodzice i dziadkowie, zobaczyli na ekranach generała Wojciecha Jaruzelskiego.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sztum.naszemiasto.pl Nasze Miasto