Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pięćdziesięciolecie obchodzi firma Foto Lipski. Kronikarz Sztumu

JANUSZ RYSZKOWSKI
8 lutego 1958 roku został otwarty zakład fotograficzny Henryka Lipskiego. To dziś najstarsza firma rodzinna w Sztumie. Kontynuujemy o niej opowieść., przypominając postać mistrza...

8 lutego 1958 roku został otwarty zakład fotograficzny Henryka Lipskiego. To dziś najstarsza firma rodzinna w Sztumie. Kontynuujemy o niej opowieść., przypominając postać mistrza...

Po przyjeździe do Sztumu pan Henryk szybko stał się rozpoznawalną postacią w mieście, nie tylko jako mistrz fotografii. Czesław Wieczerzycki, który był kierownikiem wydziału kultury w powiecie i znał go m.in. z harcerstwa jeszcze w czasach czerskich, wciągnął go do działalności społecznej. Zresztą namawiać go do tego nie trzeba było. Długo można by wyliczać różne funkcje. Udzielał się w Powiatowym Domu Kultury, stał się duszą klubokawiarni Puchatek. Działał w organizacji cechowej, przez kilka kadencji był radnym.

Ktoś w tym czasie musiał w zakładzie pracować. Pod jego nieobecność obowiązki te spadały na panią Gabrielę, która szybko poznawała tajniki zawodu, a w 1972 roku zdobyła uprawnienia mistrzowskie.
Jaki był pan Henryk prywatnie?

- Często podśpiewywał sobie podczas pracy, miał ładny głos - wspomina małżonka. - W Czersku należał do chóru kościelnego razem z Czesiem Wieczerzyckim. Grał też dobrze na gitarze. Ale chyba najbardziej kochał muzykę organową. Jeździliśmy do katedry oliwskiej na koncerty. Często także do opery.

A wracając do tego śpiewania przy pracy... Nierzadko musiał siedzieć w nocy, bo była pilna robota do skończenia. Kiedyś przyszła sąsiadka i delikatnie poskarżyła się, że spać nie może, a tu jeszcze słyszy jakieś piosenki. Powiedziałam to Henrykowi, więc przestał. Sąsiadka przyszła za kilka dni. - Niech mąż jednak sobie dalej śpiewa - zadecydowała.

Lipski lubił wyrwać się nad jezioro, często fotografował zachody słońca z tego samego miejsca o różnej porze roku. Efekty były ciekawe pod względem artystycznym.

Ryby wróciły do jeziora

Był czas, gdy chętnie wędkował. Pochwalił się kiedyś znajomemu ze swoich sukcesów. Ten zapytał, w którym miejscu tak świetnie ryby borą. Kiedy usłyszał, złapał się za głowę. "A ja tam chodzę i codziennie je dokarmiam...". Kilka razy żywym rybom pani Gabriela uratowała życie - wpuściła je z powrotem do jeziora.
Pasjonował się filatelistyką, znowu z inspiracji Wieczerzyckiego. Znaczki olimpijskie, kwiaty - w tym się głównie specjalizował. Ale w pewnym momencie czasu starczało mu tylko na wrzucanie ich do pudeł, porządkowanie kolekcji zostawiał sobie na bliżej nieokreślone "potem".

- Wielką pasją męża były podróże - wspomina pani Gabriela. - Zjeździliśmy całą Polskę z przyczepą kempingową. Kochał morze, a jeszcze bardziej góry, które dobrze znał. Któregoś roku wcielił się w rolę przewodnika dla klasowej wycieczki po Dolinie Kościeliskiej. Znajoma, u której mieszkaliśmy, poleciła go wychowawczyni, która szukała kogoś, kto mógłby oprowadzić jej uczniów. A potem jeszcze doszły wojaże zagraniczne, w tym te dwie najważniejsze - do Watykanu, by spotkać Jana Pawła II.
Co najchętniej oprócz masy zdjęć przywoził z rozmaitych wyjazdów pan Henryk? Krawaty. Miał ich ogromna kolekcję.

Synowie wspominają też wspólne wypady za miasto, do lasu. - Tato zawsze dokładnie je przygotowywał - mówi pan Sławomir. - Robił dla nas rozmaite zawody z nagrodami. Gdy pojawiły się wnuki, to mieliśmy już prawdziwą spartakiadę rodzinną.

Kronikarz Sztumu

Henryk Lipski nie był jedynie zwykłym fotografem, takim od zdjęć komunijnych czy do dowodów osobistych. Stał się prawdziwym kronikarzem Sztumu i takie przylgnęło do niego określenie. Dokumentował swoim aparatem najważniejsze wydarzenia w mieście oraz jego zmieniający się pejzaż architektoniczny. W 1980 roku przygotował dużą wystawę "Sztum wczoraj i dziś". Miała duże powodzenie. Ze swoimi zdjęciami gościł także kilkakrotnie w Niemczech. Jest współautorem albumu "Sztum - Stuhm", który kilka lat temu był dużym wydarzeniem wydawniczym. Po raz pierwszy miasto doczekało się takiej pozycji głównie dzięki inicjatywie Sławomira Igora Michalika i chyba długo będzie trzeba czekać na następną taką książkę.

Do zakładu pana Henryka często zaglądali byli mieszkańcy Sztumu, głównie ci, którzy zamieszkali w Niemczech w różnych latach. Szukali u niego często różnych informacji (o znajomych, historii, dawnych miejscach), a poza tym dla wielu był po prostu jedyną znaną już im osobą w mieście... A Lipski z życzliwym uśmiechem potrafił nie tylko z nimi rozmawiać, ale i cierpliwie wysłuchać.

Rewolucja cyfrowa

Przebojem lat 90. ub. wieku stały się zdjęcia Sztumu z lotu ptaka. Wtedy dopiero można było uświadomić sobie, że miasto położone jest na wyspie. Klienci zamawiali sobie powiększenia, zdjęcia trafiały za granicę, stały się tematem pocztówek.
Firma Lipskiego przetrwała niełatwe czasy cyfrowej rewolucji. Pan Henryk okazał się świetnym menedżerem. Potrafił nadążyć nie za nowinkami technicznym, ale też inwestował z dużym wyczuciem. Sprostał nowym wymaganiom rynku, ale... Mówił wprost, że techniki cyfrowe zabijają w fotografii, to co w niej jest najistotniejsze, duszę...

Czasy szybko się zmieniają. Także moda w fotografii. - Dziś prawie nikt nie zamawia zdjęć z pogrzebów, co kiedyś było standardem - mówi Sławomir Lipski. - Ludzie zaczęli sami utrwalać rodzinne uroczystości, bo niemal każdy ma aparat cyfrowy lub komórkę. Kiedyś przyszła do mnie jedna z klientek, która dostała do wnuka zdjęcie, które można było oglądać - ja mówiła - tylko na ekranie monitora. Była bardzo zdziwiona, że może mieć papierową, tradycyjną jego wersję.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sztum.naszemiasto.pl Nasze Miasto