Walające się wśród trawy resztki jedzenia, gnijące surowe ryby i odchody kotów - to codzienny widok na trawniku otaczającym blok przy ul. Sierakowskich 7 w Sztumie. Część mieszkańców twierdzi, że to wszystko wina jednej "kociej mamy", dokarmiającej czworonogi. Przez to schodzą się tu z całej okolicy.
Wystarczy obejść blok dookoła, aby się przekonać, że wiele w tym prawdy. Na głos lokatora z balkonu z krzaków wychodzą koty, patrzące w górę w oczekiwaniu na pokarm. Nie są zadbane, to dzikie i bezdomne zwierzęta. W żywopłocie ukryto dla nich kilka tekturowych pudeł. Tam kotki wydają nawet na świat młode.
Lokatorzy są coraz bardziej zdesperowani. Kotów zabijać nie chcą, lecz nie mogą znieść brudu i hałasu, kiedy nocą czworonogi walczą o jedzenie. "Kociej mamy" nie mogą przekonać, że tak naprawdę robi zwierzakom krzywdę. Koty rozmnażają się bowiem w niekontrolowany sposób.
Nie pomagają monity w administracji Spółdzielni Mieszkaniowej "Nad Jeziorem". Spółdzielnia po prostu nie ma praktycznych możliwości, ani uprawnień, by koty łapać. Na szczęście nikt już nie wpuszcza ich do piwnic przez otwarte okienka.
To zaskakujące, ale gmina Sztum nie ma podpisanej umowy o wyłapywanie bezdomnych kotów z żadną do tego upoważnioną instytucją. Owszem, jest umowa z "Azylem" spod Kościerzyny o wyłapywanie psów, ale o kotach nie ma w niej mowy. A przecież wśród nich także zdarza się wścieklizna...
Koci pat? Tylko zwierzaki nadal przychodzą po jedzenie.
Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?