Po sześciu latach pracy w Sztumie do elbląskiej parafii odchodzi Andrzej Wach. Ksiądz, który tańczy, gra w piłkę, nurkuje i zajmuje się fotografią.
- Kiedy tutaj przyszedłem, byłem zły na Sztum, bo zostawiłem za sobą Iławę - przyznaje ksiądz. - A teraz mam tu swoją drugą rodzinę: Powiślan. Panią Antosię Glazę, z którą dogaduję się lepiej niż z własną mamą, i która mimo swoich 90 lat jest wulkanem energii. I „moje” dzieciaki z Barlewiczek i sztumskiego gimnazjum. Przenikam od nich energią młodości, radością życia. Sztum to ludzie, którzy otworzyli przede mną swoje domy, dali mi swoją przyjaźń. Ja nie jestem uosobieniem łagodności. Popełniłem tu tysiące gaf, ale ludzie wszystko mi wybaczyli. Na pewno będę tu częstym gościem, nie wyobrażam sobie zerwania tych wszystkich wspaniałych przyjaźni.
Kiedy spytać księdza Andrzeja, co ważnego przez te sześć sztumskich lat wydarzyło się w jego życiu, wymienia kilka spraw: taniec, konie, nurkowanie i fotografię.
- Czasem pytam Pana Boga, dlaczego dał mi tyle pasji. Mógłby obdzielić nimi wiele osób. Po co mi na przykład ta miłość do tańca? Przecież księdzu bardziej przydałby się śpiew - śmieje się ksiądz Andrzej. - Kiedy po drugim roku choreografii poszedłem do seminarium, myślałem, że Bóg odbierze mi możliwość tańca, który tak kocham od szóstego roku życia. Ale tutaj trafiłem na Powiślan i po dziewięciu latach przerwy wróciłem do zespołu ludowego.
W Sztumie zaczęła się też na poważnie przygoda z fotografowaniem. Mistrz Henryk Lipski zachęcił młodego księdza do poważniejszego traktowania zdjęć.
- Przekonał mnie, że dostrzegam ten moment, w którym trzeba nacisnąć migawkę. Dzięki panu Henrykowi uwierzyłem w siebie.
Gdyby nie sztumscy parafianie ksiądz Andrzej nie nauczyłby się też konnej jazdy. Na popróbowanie swoich sił w siodle zachęciła go Elżbieta Gossa.
O wszystkim ksiądz Andrzej rozmawia chętnie również ze swoimi uczniami. Religia nie jest łatwym przedmiotem, jednak na jego lekcjach młodzi siadali przy jego biurku i nie bali się zadawać trudnych pytań, na które nie raz usłyszeli w odpowiedzi: „Nie wiem”.
- Jeden starszy ksiądz doradził mi, bym nigdy nie bał się tych słów, bo przecież nie wiemy wszystkiego - opowiada. - Nie traktuję lekcji sztywno. Czasem widziałem, że klasa jest rozkojarzona i czas spędzony w ławkach byłby jałowy. Wtedy braliśmy piłkę i szliśmy grać, albo zimą rzucać śnieżkami, bo to też jest potrzebne. Dziś nauczyciel musi sobie zapracować na szacunek, i pewnie różne są na to sposoby. Mój to nie budować wokół siebie muru, być otwartym. Każdego traktować jak równego partnera.
Bo ludzie potrzebują dziś księdza przy sobie, a nie za ołtarzem...
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?