Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odbiurokratyzowanie szkół. Resort edukacji: „Wy nigdy nie musieliście tego produkować”. Na czym polega ten paradoks i kto za to odpowiada?

Magdalena Konczal
Magdalena Konczal
"Nauczyciele często mówią: „Ale my musimy”. Trzeba w tym momencie zaznaczyć, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa, o tym mówi art. 7 Konstytucji. I to jest zasada legalizmu, a więc organy mają robić to, co im nakazują ustawy" - mówi Alina Czyżewska.
"Nauczyciele często mówią: „Ale my musimy”. Trzeba w tym momencie zaznaczyć, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa, o tym mówi art. 7 Konstytucji. I to jest zasada legalizmu, a więc organy mają robić to, co im nakazują ustawy" - mówi Alina Czyżewska. 123rf
Środowisko nauczycielskie poruszyła wiadomość rozesłana do dyrektorów przez Ministerstwo Edukacji i Nauki. Znalazł się w niej wykaz dokumentów, których nauczyciele nie mają obowiązku wypełniać. Lista liczy aż 50 pozycji. MEiN zapewnia, że w ten sposób spełnia postulat odbiurokratyzowania pracy szkół. Sytuacja jest jednak dużo bardziej skomplikowana, niż mogłoby się wydawać.

Odbiurokratyzowanie szkół. „Prawo sobie a praktyka sobie”

Nauczyciele więcej czasu spędzają nad wypełnianiem dokumentów, niż na budowaniu relacji z uczniem – to wciąż aktualny zarzut w stronę obecnego systemu szkolnictwa. Minister edukacji wielokrotnie zapewniał, że chce odbiurokratyzować zawód nauczyciela, takie postulaty znalazły się także w propozycjach MEiN w zakresie pragmatyki zawodowej nauczycieli.

Stąd rozesłany kilka dni temu e-mail do dyrektorów szkół, przedszkoli i innych placówek oświatowych, w którym czytamy m.in.: „Ograniczone zostały obowiązki nauczycieli dotyczące dokumentowania pracy, związane np. ze współuczestniczeniem nauczycieli w działaniach realizowanych w ramach niektórych form nadzoru pedagogicznego. We wrześniu br. wprowadzone zostały zmiany w rozporządzeniu Ministra Edukacji Narodowej z dnia 25 sierpnia 2017 r. w sprawie nadzoru pedagogicznego. Zrezygnowano z dwóch dotychczasowych form nadzoru pedagogicznego: ewaluacji i monitorowania. Zmiana ta istotnie zmniejszy obciążenie nauczycieli pracą, inną niż prowadzenie zajęć z uczniami.”

W załączniku znalazł się wykaz przykładowych dokumentów tworzonych w szkołach, które nie są wymagane przepisami prawa. Jest tam aż 50 pozycji, ale jak zaznacza MEiN, są to jedynie przykładowe dokumenty. Lista szybko poniosła się także w mediach społecznościowych. Ludzie, związani z oświatą pisali: „Nauczycielu, tego nie musisz wypełniać!”. Jednak większość komentarzy brzmiała: „w mojej szkole trzeba”, „dyrektor wymaga” czy „kurator chce zobaczyć te dokumenty”.

– Niestety, wszystkie dokumenty, które ministerstwo wymieniło jako niewymagane, w szkole, w której pracuję, wciąż trzeba sporządzać – mówi nam nauczycielka, pracująca w jednej z placówek w województwie mazowieckim. – Co pół roku piszemy sprawozdanie, tak zwaną samoocenę nauczyciela, jest tam sprawozdanie wychowawcy, realizacja podstawy programowej, działania na rzecz szkoły, wolontariaty. Cały wrzesień uzupełnialiśmy teczkę wychowawcy według specjalnego spisu treści…

Dokumenty w szkole. Czego wymagają przepisy i dyrekcje szkół?

O to, czy rzeczywiście szkoła może wymagać od nauczycieli wypełniania dokumentów, określonych przez Ministerstwo Edukacji i Nauki jako „niewymagane przepisami prawa” zapytaliśmy Łukasza Korzeniowskiego – prezesa Stowarzyszenia Umarłych Statutów.

– W polskiej szkole i w polskiej oświacie jest tak, że prawo sobie, a praktyka sobie i to się od zawsze rozmija – mówi nam Łukasz Korzeniowski. – Nadmierna biurokratyzacja jest efektem podejścia kadry zarządzającej szkołami, która często wymaga dodatkowych papierów, tylko dlatego, że sami tak uważają, a prawo od nich tego nie wymaga.

I dodaje: – Trzeba zaznaczyć, że wewnętrzne regulacje danej placówki mogą wymagać od nauczycieli dodatkowych dokumentów, które nie są objęte prawem powszechnie obowiązującym, ale mogą wynikać ze specyfiki pracy szkoły. I w tym nie ma nic nielegalnego, bo nauczyciel jest podporządkowany swojemu pracodawcy.

Rozmawiamy także z Aliną Czyżewską z Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, która wyjaśnia nam, że to m.in. nauczyciele określają statut szkoły, a więc jednocześnie są oni osobami, które zatwierdzają dokumentację, obowiązującą w placówkach.

Nauczyciele często mówią: „Ale my musimy”. Trzeba w tym momencie zaznaczyć, że organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa, o tym mówi art. 7 Konstytucji. I to jest zasada legalizmu, a więc organy mają obowiązek robić to, co im nakazują ustawy. Tymczasem nauczyciele bezmyślnie podnoszą ręce za przegłosowywaniem w statucie jakichś dokumentów: PSO albo inne, które zostały wymienione na liście – mówi Alina Czyżewska.

I dodaje: – W szkołach nie ma problemu biurokratyzacji, a przynajmniej ja tak tego nie widzę. Jeśli my znamy sens dokumentu, który sporządzamy, to nie możemy mówić o biurokratyzacji. Przepisy, rozporządzenia są m.in. po to, by chronić obywatela przed nadużyciami i samowolą władzy. Działania organu muszą być dokumentowane, żeby można było zweryfikować, czy działa on zgodnie z prawem. A tymczasem my sobie nie zdajemy sprawy z tego, po co to wszystko jest…

Po co w szkołach tyle dokumentów? „Tak się przyjęło”

Łukasz Korzeniowski tłumaczy nam, że często szkoły nie aktualizują swoich statutów, są tam przepisy sprzed kilku czy kilkunastu lat. Poza tym wiele placówek wypełnia dane dokumenty, samemu do końca nie wiedząc, po co to robi.

– To nie jest tak, że każda szkoła musi sporządzać takie dokumenty, ale jeśli to wynika z przepisów wewnątrzszkolnych, to taki obowiązek na nauczycielu ciąży. Natomiast, co trzeba zaznaczyć, nie jest to obowiązek powszechny. Często jest tak, że sporządzanie danej dokumentacji nie jest zawarte w regulacjach wewnętrznych, tylko tak się przyjęło, że trzeba ją wypełniać – mówi prezes Stowarzyszenia Umarłych Statutów.

Wiele osób, związanych z oświatą podkreśla, że w rzeczywistości przesłane przez MEiN dokumenty nie są żadnym novum. Nie były one wymagane, patrząc przez pryzmat prawa, wcześniej i nie są wymagane teraz. Paradoks polega jednak na tym, że poszczególne placówki wciąż kładą nacisk na ich sporządzanie. Dlaczego?

– Nauczyciele sami na siebie nakładają te obowiązki, a później utyskują, że taki jest system i oni muszą to robić. Najbardziej przykre w tym wszystkim jest to, że oni po prostu nie mają świadomości, czego wymaga od nich prawo i kiedy pojawiła się lista od ministerstwa, która mówi: „to są dokumenty, które sobie wymyśliliście, nie musicie tego robić”, to nauczyciele tego kompletnie nie rozumieją – mówi Alina Czyżewska.

Mniej dokumentacji w szkołach. List ministerstwa może stać się impulsem do zmiany?

Problem związany z wypełnianiem niepotrzebnej dokumentacji w rzeczywistości uderza w najbardziej czuły punkt współczesnej edukacji: nauczyciel nie ma już czasu na budowanie relacji z uczniem i towarzyszenie mu w procesie zdobywania wiedzy. Może więc ta niepozorna lista, licząca sobie 50 pozycji okaże się dobrym pretekstem, by nad tym problemem się pochylić?

– Uważam, że to, co pokazało teraz ministerstwo, może być impulsem dla niektórych dyrektorów szkół, żeby zmienić swoje wewnętrzne regulacje i trochę ograniczyć biurokrację, bo wydaje mi się, że dyrektorzy lubili na wyrost wymagać od nauczycieli dokumentów, żeby w razie czego mieć podkładkę, gdy przyjdzie kontrola z kuratorium – zauważa Łukasz Korzeniowski.

Na pozytywny aspekt listu rozesłanego do MEiN zwraca uwagę także Alina Czyżewska: – Bardzo dobrze, że ministerstwo opublikowało taki dokument. Ważne jest jednak to, żeby nauczyciele zrozumieli, czym on jest. Ministerstwo nie wycofało obowiązku opracowywania wymienionych w tej liście dokumentów, ono mówi: „Wy nigdy nie musieliście tego produkować”. I taka jest prawda. Jednak w środowisku nauczycielskim wciąż funkcjonują zwyczaje, a nie prawo. Kolejnym etapem prawnym, który szkoły powinny opanować, to świadomość, że większość z tych dokumentów podlega udostępnieniu w ramach dostępu do informacji publicznej.

Gdzie więc powinniśmy szukać winnego? Problem jest dużo głębszy, niż mogłoby się to wydawać. Nie chodzi przecież o takie, czy inne dokumenty, które trzeba (lub nie) wypełniać. Chodziłoby raczej o to, że w Polsce wciąż nie rozwinęła się świadomość, dotycząca znajomości prawa i krytycznego spojrzenia na sporządzaną dokumentację – a tej kwestii z pewnością nie rozwiąże jeden list Ministerstwa Edukacji i Nauki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Odbiurokratyzowanie szkół. Resort edukacji: „Wy nigdy nie musieliście tego produkować”. Na czym polega ten paradoks i kto za to odpowiada? - Strefa Edukacji

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto